Dwa lata po świetnym debiucie Mac DeMarco powraca z nowym albumem. Krytycy są zachwyceni. Fani również. A ja? Na początek napiszę tylko tyle: Salad Days to krążek, który chyba najdobitniej zadaje kłam syndromowi drugiej płyty.
Charakterystyczne brzmienie
Mac DeMarco jest jednym z tych artystów, których twórczość możemy rozpoznać już po pierwszych dźwiękach dowolnej piosenki. Charakterystyczne, lekko roztrojone brzmienie gitary oraz przyjemny, łagodny bas jeszcze wspanialej dają o sobie znać na drugim albumie artysty. Fani delikatnej, nieśmiało psychodelizującej stylistyki z pewnością nie będą zawiedzeni.
Single
Wybór singli promujących album nikogo nie powinien dziwić. "Brother" oraz "Passing Out Pieces" to utwory, które od razu zapadają w pamięć, zjednują sobie sympatię słuchacza i wywołują wyjątkowe emocje. "Brother" to przede wszystkim urokliwe melodie w refrenie i niesamowita eksplozja dźwięków pod koniec utworu. Charakterystycznej roztrojonej gitarze towarzyszy tu ekspresyjny pisk artysty oraz psychodeliczny bas rodem z twórczości Tame Impali. Dzięki temu całość brzmi odprężająco, świeżo i oryginalnie.
Na jeszcze większe słowa pochwały zasługuje singiel "Passing Out Pieces" - moim zdaniem najlepsza kompozycja na płycie. Pięknie plumkające w tle syntezatory w połączeniu z subtelnym basem i przewijającą się w refrenie przytulną gitarą tworzą harmonię, w której drzemie jakiś ogromny ładunek emocji, przeżyć i prawd. Wspaniałą warstwę instrumentalną dopełnia łagodny, nienarzucający się wokal Maca DeMarco, przywołujący najlepsze skojarzenia z głosem Damona Albarna z Blur.
Syntezatorowe innowacje
Od czasu wydania debiutanckiego krążka zdominowanego przez brzmienie gitar Mac DeMarco zdążył przekonać się do syntezatorów. Ich subtelne, wysmakowane dźwięki słychać nie tylko w "Passing Out Pieces", lecz również w utworach "Chambers of Reflection" oraz "Jonny's Odyssey". "Chambers of Reflection" to odważny i - trzeba przyznać - bardzo udany krok w stronę psychodelii. Syntezatorowe tło oraz przystępny bas w połączeniu z wysokim, rozmarzonym głosem artysty pozwalają piosence "oderwać się od ziemi" i wejść w zupełnie inne, nieodkryte muzyczne rewiry.
"Jonny's Odyssey" to z kolei powrót do stylistyki, jaką oferuje reszta albumu. Jest tu charakterystyczna, zadziorna gitara. W tle słychać łagodny bas. Pojawiają się też długie dźwięki syntezatorów. Utwór może i nie robi tak piorunującego wrażenia jak poprzednio omawiane kompozycje, trzeba jednak przyznać, że jako spokojne i odprężające zamknięcie albumu sprawdza się zupełnie bez zarzutu.
Salad days, czyli młodzieńcze lata
Mac DeMarco jest jednym z tych artystów, których twórczość możemy rozpoznać już po pierwszych dźwiękach dowolnej piosenki. Charakterystyczne, lekko roztrojone brzmienie gitary oraz przyjemny, łagodny bas jeszcze wspanialej dają o sobie znać na drugim albumie artysty. Fani delikatnej, nieśmiało psychodelizującej stylistyki z pewnością nie będą zawiedzeni.
Single
Wybór singli promujących album nikogo nie powinien dziwić. "Brother" oraz "Passing Out Pieces" to utwory, które od razu zapadają w pamięć, zjednują sobie sympatię słuchacza i wywołują wyjątkowe emocje. "Brother" to przede wszystkim urokliwe melodie w refrenie i niesamowita eksplozja dźwięków pod koniec utworu. Charakterystycznej roztrojonej gitarze towarzyszy tu ekspresyjny pisk artysty oraz psychodeliczny bas rodem z twórczości Tame Impali. Dzięki temu całość brzmi odprężająco, świeżo i oryginalnie.
Na jeszcze większe słowa pochwały zasługuje singiel "Passing Out Pieces" - moim zdaniem najlepsza kompozycja na płycie. Pięknie plumkające w tle syntezatory w połączeniu z subtelnym basem i przewijającą się w refrenie przytulną gitarą tworzą harmonię, w której drzemie jakiś ogromny ładunek emocji, przeżyć i prawd. Wspaniałą warstwę instrumentalną dopełnia łagodny, nienarzucający się wokal Maca DeMarco, przywołujący najlepsze skojarzenia z głosem Damona Albarna z Blur.
Syntezatorowe innowacje
Od czasu wydania debiutanckiego krążka zdominowanego przez brzmienie gitar Mac DeMarco zdążył przekonać się do syntezatorów. Ich subtelne, wysmakowane dźwięki słychać nie tylko w "Passing Out Pieces", lecz również w utworach "Chambers of Reflection" oraz "Jonny's Odyssey". "Chambers of Reflection" to odważny i - trzeba przyznać - bardzo udany krok w stronę psychodelii. Syntezatorowe tło oraz przystępny bas w połączeniu z wysokim, rozmarzonym głosem artysty pozwalają piosence "oderwać się od ziemi" i wejść w zupełnie inne, nieodkryte muzyczne rewiry.
"Jonny's Odyssey" to z kolei powrót do stylistyki, jaką oferuje reszta albumu. Jest tu charakterystyczna, zadziorna gitara. W tle słychać łagodny bas. Pojawiają się też długie dźwięki syntezatorów. Utwór może i nie robi tak piorunującego wrażenia jak poprzednio omawiane kompozycje, trzeba jednak przyznać, że jako spokojne i odprężające zamknięcie albumu sprawdza się zupełnie bez zarzutu.
Salad days to angielski idiom, któremu oprócz "młodzieńczych lat" towarzyszy wiele innych znaczeń, m.in: niedoświadczenie, entuzjazm, idealizm czy niewinność. Wszystkie te skojarzenia z młodością składają się na koncept albumu i doskonale wybrzmiewają zarówno w tekstach, jak i muzyce Maca DeMarco. Na płycie dominuje więc nastrój beztroskiej radości i odprężenia. Pewnie dlatego Salad Days za każdym razem słucha się tak przyjemnie.
Przytulność
Dawno nie słyszałem tak rozkosznej i przytulnej płyta jak ta, którą mam przyjemność recenznować. Z każdej kompozycji wybrzmiewa tu niesamowite ciepło, które nie opuszcza słuchacza ani na moment. Wyjątkowa twórczość Maca DeMarco pozwala w nawet najbardziej deszczowy dzień przenieść się myślami do skąpanej w słońcu laguny, gdzie czas płynie wolno, a troski odpływają wraz z powiewem orzeźwiającej morskiej bryzy. Przynajmniej ja zawsze tak to sobie wyobrażam :)
Spójność i równość
Jeśli na 11 piosenek składających się na całość albumu przypada aż 10 świetnych kompozycji utrzymanych w podobnym nastroju i stylu, płyta zdecydowanie zasługuje na miano spójnej i równej. W przypadku Salad Days zastrzeżenia mam jedynie do utworu "Let My Baby Stay", który niemiłosiernie się dłuży, jest nużący i odnoszę wrażenie, że po prostu za mało w nim Maca w Macu. Poza tym album tworzy spójną całość, która jest jak niemiecka autostrada - próżno szukać w niej jakichkolwiek dziur czy kolein.
Werdykt
Już debiutancki albumu Maca DeMarco był ucztą dla uszu, czymś nowym, świeżym i unikalnym. Salad Days to jednak dzieło o klasę lepsze, dojrzalsze, bardziej urozmaicone, pod każdym względem pełniejsze. Nie potrafię orzec, czy album ten bardziej podoba mi się jako piękna i niezwykle spójna całość, czy jako kilka oderwanych od siebie świetnych i niezwykle urokliwych kompozycji ("Brother", "Passing Out Pieces", "Goodbye Weekend", "Chamber of Reflection" czy "Go Easy") - co do jednego jestem jednak pewien: Salad Days to bardzo dobra płyta. Pardon, rewelacyjna!
Przytulność
Dawno nie słyszałem tak rozkosznej i przytulnej płyta jak ta, którą mam przyjemność recenznować. Z każdej kompozycji wybrzmiewa tu niesamowite ciepło, które nie opuszcza słuchacza ani na moment. Wyjątkowa twórczość Maca DeMarco pozwala w nawet najbardziej deszczowy dzień przenieść się myślami do skąpanej w słońcu laguny, gdzie czas płynie wolno, a troski odpływają wraz z powiewem orzeźwiającej morskiej bryzy. Przynajmniej ja zawsze tak to sobie wyobrażam :)
Spójność i równość
Jeśli na 11 piosenek składających się na całość albumu przypada aż 10 świetnych kompozycji utrzymanych w podobnym nastroju i stylu, płyta zdecydowanie zasługuje na miano spójnej i równej. W przypadku Salad Days zastrzeżenia mam jedynie do utworu "Let My Baby Stay", który niemiłosiernie się dłuży, jest nużący i odnoszę wrażenie, że po prostu za mało w nim Maca w Macu. Poza tym album tworzy spójną całość, która jest jak niemiecka autostrada - próżno szukać w niej jakichkolwiek dziur czy kolein.
Werdykt
Już debiutancki albumu Maca DeMarco był ucztą dla uszu, czymś nowym, świeżym i unikalnym. Salad Days to jednak dzieło o klasę lepsze, dojrzalsze, bardziej urozmaicone, pod każdym względem pełniejsze. Nie potrafię orzec, czy album ten bardziej podoba mi się jako piękna i niezwykle spójna całość, czy jako kilka oderwanych od siebie świetnych i niezwykle urokliwych kompozycji ("Brother", "Passing Out Pieces", "Goodbye Weekend", "Chamber of Reflection" czy "Go Easy") - co do jednego jestem jednak pewien: Salad Days to bardzo dobra płyta. Pardon, rewelacyjna!
kakofoniczny
poleca
poleca
no cudne po prostu!
OdpowiedzUsuń