22 marca 2014

Najkrótsza płyta w historii? RECENZJA: Frankie Cosmos - Zentropy



Wyobraź sobie, że masz równo 17 minut na rozrywkę. Jak spożytkujesz ten czas? Czy zadowoli Cię obejrzenie 3/4 odcinka ulubionego sitcomu, przesłuchanie 3/8 ostatniej płyty Arctic Monkeys albo przeczytanie kilkunastu stron leżącej odłogiem książki? Jeśli nie, podsunę Ci inne rozwiązanie. W wolnej chwili sięgnij po świetny debiut Frankie Cosmos. Album Zentropy trwa dokładnie 17 minut i z powodzeniem mógłby startować w plebiscycie na najkrótszy longplay w historii. Najkrótszy, ale jednocześnie zaskakująco ciekawy, przyjemny i niesamowicie uzależniający.

Pierwszy krążek w karierze Frankie Cosmos składa się z 10 utworów. Jedna piosenka na tej płycie trwa więc średnio 1 minutę 42 sekundy. Czy coś tak krótkiego i ulotnego może wzbudzić w słuchaczu emocje, zostawić po sobie jakiś ślad i zachęcić do ponownego odsłuchania? Okazuje się, że jak najbardziej!

Głos Frankie Cosmos brzmi wdzięcznie, ciepło i przyjemnie, tak zresztą jak cała płyta artystki. Nie ma tu utworów skomplikowanych, wymagających jakiegoś szczególnego skupienia czy wyczulenia na dźwięki i słowa przewijające się w króciutkich kompozycjach. Każdy muzyczny fragment Zentropy błyskawicznie wpada w ucho i wraz z łagodnymi, przytulnymi melodiami gitar i lekką perkusją rozlewa na słuchacza nastrój beztroskiej błogości. Szczera, banalna, a jednocześnie tak cudowna muzyka Frankie Cosmos wzbudza same pozytywne emocje. Pewnie gdyby album trwał nie kilkanaście, a kilkadziesiąt minut, prostota kompozycji i bijąca od nich wesołość prędzej czy później zaczęłyby irytować. Tutaj jednak dawka przyjemności jest odpowiednio zbilansowana. Z muzyką Frankie jest trochę tak jak ze słodkim psiakiem z okładki albumu: momentalnie wywołuje uśmiech na twarzy, rozczula, ale nie sprawia, że "rzygamy tęczą". I to w Zentropy jest naprawdę wspaniałe!

Kolejną rzeczą, która w debiucie Frankie Cosmos zasługuje na uznanie, jest niesamowita wręcz spójność, konsekwencja i równość całego materiału. Nie znajdziemy tu ani jednej złej piosenki, ani jednego punktu, który nie pasowałby do reszty, który burzyłby klimat płyty i psułby jej ogólny odbiór. Oprócz doskonale wpisujących się w tę prawidłowość solidnych utworów, na Zentropy jest też kilka perełek, które znacznie wybijają się ponad resztę albumu. Taką "ponadprzeciętną" piosenką bez wątpienia jest "Buses Splash With Rain". Po melancholijnym wstępie do głosu dochodzą tu wspaniałe dźwięki gitar. Ich harmonijna melodia nadaje kompozycji niesamowitego ciepła, piękna i zwiewności. Przyjemny klimat utworu dodatkowo potęguje przytulny, pełen delikatności wokal Frankie Cosmos. Głos artystki może i nie należy do najbardziej oryginalnych, jednak drzemie w nim jakaś ujmująca autentyczność, która sprawia, że piosenki takie jak "Buses Splash With Rain" za każdym razem dostarczają słuchaczowi innego rodzaju doznań i emocji.

Omawiając najciekawsze punkty Zentropy, nie mógłbym pominąć utworów "Fireman", "Owen" oraz "Leonie". W każdej z tych piosenek oprócz wokalu Frankie słyszymy również głos niezidentyfikowanego przedstawiciela płci męskiej. Jego łagodny baryton tworzy doskonałe połączenie z wysokim, dziewczęcym wokalem artystki i w ciekawy sposób urozmaica zawartość płyty. Na duże słowa pochwały zasługuje również urocze "My I Love You"- utwór, w którym autorka Zentropy "wyciąga" najwyższe dźwięki na całej płycie. I chociaż słychać, że dochodzi tym samym do skraju swoich wokalnych możliwości - miejscami jej śpiew przeradza się bowiem w cieniutki pisk - trzeba przyznać, że czyni to z ogromną gracją, pasją i serdecznością. Poza tym "My I Love You" to oczywiście kolejna łatwa, lekka i przyjemna w odbiorze piosenka, która, mimo że trwa zaledwie półtorej minuty, dostarcza słuchaczowi ogromnej dawki ciepła i radości. 

Właściwie 17-minutowy debiut Frankie Cosmos mógłbym podsumować słowami, które przewijały się chyba w każdym akapicie tej recenzji. Lekkość, łagodność, prostota, radość, ciepło - to wszystko doskonale oddaje klimat całości Zentropy i mówi bardzo wiele o emocjach, jakie wyzwala w słuchaczu ten album. Trzeba przyznać, że ta króciutka, niepozorna płyta sprawia bardzo dobre wrażenie już po pierwszym przesłuchaniu, a z każdym kolejnym sympatia, jaką darzymy debiut Frankie Cosmos, tylko się pogłębia. Co z tego, że Zentropy trwa zaledwie 17 minut, skoro mamy tu do czynienia z porcją (właściwie porcyjką) wyjątkowej, ciekawej i jednocześnie cudownej muzyki, która idealnie sprawdza się jako melodyjny rozweselacz-instant. I tyle wystarczy, by omawiany tu longplay uznać za dzieło bardzo dobre, a może nawet rewelacyjne.



4 komentarze:

  1. 17 minut? Chwila czasu! Nie znam tego krążka, ale chyba zaraz sobie włączę.

    Nowy post na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy o nim nie słyszałam ale z przyjemnością po takiej recenzji posłucham piosenek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałem okazję przesłuchać jakiś czas temu, a sprawdziłem głownie przez okładkę. :> Podobało się!

    OdpowiedzUsuń