Chromeo to jeden z tych zespołów, które przyzwyczaiły nas do doskonałych, momentalnie wpadających w ucho singli oraz... bardzo kiepskich, nierównych i wyjątkowo kiczowatych albumów. Podobnie ma się sytuacja z White Women.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krótka recenzja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krótka recenzja. Pokaż wszystkie posty
19 września 2014
KRÓTKA RECENZJA: Chromeo - White Women
Chromeo to jeden z tych zespołów, które przyzwyczaiły nas do doskonałych, momentalnie wpadających w ucho singli oraz... bardzo kiepskich, nierównych i wyjątkowo kiczowatych albumów. Podobnie ma się sytuacja z White Women.
8 września 2014
KRÓTKA RECENZJA: A Sunny Day in Glasgow - Sea When Absent
W jednym z wywiadów Prince powiedział: You can't understand the words of the Cocteau Twins songs, but their harmonies put you in a dreamlike state. Dokładnie tak samo jest z muzyką A Sunny Day in Glasgow.
2 sierpnia 2014
KRÓTKA RECENZJA: tUnE-yArDs - Nikki Nack
Mimo że Nikki Nack to zdecydowanie najprzystępniejsza w odbiorze płyta tUnE-yArDs, muzyka zespołu niewiele utraciła ze swojej eksperymentalnej oryginalności. Stąd też nikogo nie powinno dziwić połączenie: afrykańskich rytmów, pełnego energii kobiecego wokalu, mocno wyeksponowanego basu oraz najróżniejszych elektronicznych odgłosów. W tym miejscu pojawia się jednak zasadnicze pytanie - czy album oparty na czterech tak osobliwych i różnych od siebie fundamentach może tworzyć spójną całość? Po pierwszym przesłuchaniu Nikki Nack zapewne każdy złapie się za głowę i westchnie: "Chryste, co za bałagan...". Po drugim - cóż, raczej będzie podobnie. Ale za trzecim razem (przynajmniej tak było w moim przypadku) dochodzi się do wniosku, że jakimś cudem to wszystko trzyma się kupy. Większość kompozycji utrzymana jest bowiem w podobnym, absurdalnym stylu łączącym melodyjną beztroskę piaskownicy z rytmiczną powagą plemiennego obrzędu. Czasami bywa spokojniej, innym razem - gwałtowniej, szybciej, intensywniej - ciągle jednak mamy do czynienia z muzyką, której przyświeca jeden jasny cel: dostarczenie słuchaczowi jak największej ilości pozytywnej energii. Dlatego właśnie nie zważając na gusta i zdumienie płynące już z pierwszych dźwięków Nikki Nack, każdy powinien sięgnąć po ten świetny i jedyny w swoim rodzaju album.
26 kwietnia 2014
KRÓTKA RECENZJA: Trust - Joyland
Co można powiedzieć o drugiej płycie Trust? Na pewno to, że są na niej tzw. momenty. Utwory "Capitol", "Icabod", "Are We Arc?" oraz "Rescue, Mister" to świetne, ciekawie zbudowane synthpopowe kompozycje, pełne emocji i zapierającego dech w piersiach, przestrzennego patosu. Od patosu do kiczu jest jednak jeden, niewielki krok. Niestety reszta kompozycji z albumu brzmi przesadnie podniośle, zwyczajnie nieprzyjemnie, a miejscami nawet groteskowo. Piosenkom takim jak "Geryon", "Joyland" czy "Peer Pressure" zdecydowanie nie pomaga specyficzny głos Roberta Alfonsa, który tylko potęguje wrażenie wszechobecnego kiczu. Tym, co jednak w głównej mierze powoduje na płycie obciach, jest sama muzyka - dobór melodii, syntezatorów, tempa i perkusyjnych rytmów. Inspiracje techno-rąbanką przywołującą najgorsze skojarzenia z obleśnymi, wiejskimi dyskotekami były dla mnie zupełnie nie do przebrnięcia. Nie będę ukrywał, że albumu jako całości słuchało się nieprawdopodobnie ciężko i uff... bardzo się cieszę, że mam to już za sobą!
P.S. Ale "Capitol" to naprawdę świetna piosenka. Bez wątpienia jeden z moich ulubionych tegorocznych singli.
5 kwietnia 2014
KRÓTKA RECENZJA: Eagulls - Eagulls
"Post-punk wraca do łask!" - aż chciałoby się krzyknąć, patrząc na to, co ostatnimi czasy dzieje się na gitarowej scenie alternatywnej. Po świetnych debiutach Have a Nice Life, The Soft Moon czy Savages do grona współczesnych artystów inspirujących się muzyką Joy Division dołączają Anglicy z Eagulls. Ich debiutancki album to hybryda post-punkowego brzmienia i punk rockowego wrzasku. Z każdego utworu bije tu niesamowita energia, bezkompromisowość i odpowiedni dla gatunku chłód. Mimo wielu podobieństw do Joy Division, panowie z Eagulls zdecydowanie odrzucają surowość form, typową niegdyś dla ekipy Iana Curtisa. Ich kompozycje są bardziej przestrzenne, epickie i po prostu bogatsze w dźwięki. To, co zwraca uwagę na debiutanckim albumie Eagulls, to również brak jakichkolwiek spokojniejszych utworów. Każda z piosenek forsuje tu zabójcze tempo i ani na moment nie pozwala słuchaczowi wyrwać się z ekscytującego gitarowego transu.
Na debiucie Anglików próżno szukać jakichkolwiek słabszych punktów. Wszystko brzmi tu niesamowicie świeżo, ekspresyjnie i od początku do końca cholernie dobrze. Panowie z Eagulls w doskonały sposób łączą w swojej muzyce to, co w post-punku było najlepsze z tym wszystkim, czego brakowało temu gatunkowi (przynajmniej na etapie Joy Division). Jest tu więc nie tylko gitarowy chłód, lecz również porażająca energia i niesamowity rozmach, które czynią debiut Eagulls wyjątkowym i rewelacyjnym pod każdym możliwym względem. Krótko mówiąc, "dziewiątka" całkowicie zasłużona!
![]() |
kakofoniczny poleca |
26 marca 2014
KRÓTKA RECENZJA: Blood Red Shoes - Blood Red Shoes
Niestety w muzyce Blood Red Shoes nie ma niczego, czego już kiedyś byśmy nie słyszeli. Damsko-męski duet konsekwentnie stawia na mocne gitarowe brzmienie, energiczną, głośną perkusję oraz krzykliwy wokal. Trudno tu więc mówić o jakichkolwiek innowacjach w podejściu do rockowego grania. Trzeba jednak przyznać, że czwartego albumu Anglików słucha się z dużą przyjemnością. Gitarowe riffy są ostre, brudne i niesamowicie energetyczne. Przy kompozycjach takich jak "Everything All At Once", "An Animal" czy "Don't Get Caught" można potupać sobie nóżką, postukać dłonią o powierzchnię najbliższego biurka, parapetu czy stołu, a nawet powymachiwać głową tak, jakbyśmy byli na żywiołowym koncercie. O wiele mizerniej prezentują się utwory, w których zamiast (lub obok) pełnego mocy męskiego wokalu, słyszymy głos gitarzystki Laury-Mary Carter. "Stranger", "Speech Coma" czy "Tightwire" to piosenki, które brzmią jak gorsza wersja muzyki The Kills - z pozbawioną wyrazu imitacją Alison Mosshart za mikrofonem. Niestety głos Laury jest po prostu niewyraźny, nudny i irytujący. Tam, gdzie na pierwszy plan wychodzą głośne gitary, jej wokal brzmi jeszcze całkiem znośnie. Kiedy jednak dany utwór w dużej mierze opiera się na wyśpiewanych przez gitarzystkę melodiach, całość zaczyna się rozłazić i tracić na atrakcyjności. Całe szczęście takich marnych, rozczarowujących punktów na Blood Red Shoes jest zaledwie kilka. Większość piosenek trzyma odpowiedni poziom i daje słuchaczowi to wszystko, czego oczekuje się od porządnej, rockowej muzyki. Jest energia. Jest moc. I jest bunt. Bunt, co prawda wtórny i niezbyt autentyczny, no ale lepsze to, niż nic.
22 lutego 2014
KRÓTKA RECENZJA: Bombay Bicycle Club - So Long, See You Tomorrow
Czwarty album Bombay Bicycle Club to odejście od indie folkowej, akustycznej stylistyki i wyraźne postawienie na eksperymenty. Po raz pierwszy w twórczości Anglików pojawiają się syntezatory, gdzieniegdzie słychać automat perkusyjny, sample - krótko mówiąc, jest bardziej elektronicznie niż kiedykolwiek. Nowe brzmienie zespołu najlepiej oddają single "Carry Me" i "Luna", które swoją chwytliwością i przebojowością wyniosły So Long, See You Tomorrow na szczyt brytyjskiego notowania. Na pochwałę zasługują też otwierające album "Overdone" i "It's Alright Now", a także ciekawe, lekkie i nieprawdopodobnie przyjemne "Come To" - najlepsza moim zdaniem kompozycja na całej płycie. Niestety panowie z Bombay Bicycle Club nagrali też kilka gorszych utworów ("Eyes Off You", "Home By Now"), których powolność i nijakość jest najwyraźniej echem ich poprzednich albumów. Całe szczęście kiepskie punkty So Long, See You Tomorrow nie przesłaniają tych dobrych, przyjemnych i pozytywnie nastrajających. Całość albumu może i nie zachwyca, ale na pewno zasługuje na posłuchanie i docenienie innowacji, jakie dokonały się w brzmieniu "bombajczyków".
Subskrybuj:
Posty (Atom)