31 sierpnia 2014

RECENZJA: Little Dragon - Nabuma Rubberband



Little Dragon to zespół, który po raz pierwszy obił mi się o uszy w 2011 roku, przy okazji świetnego singla "Ritual Union". Jednak dopiero teraz - po wydaniu albumu Nabuma Rubberband - przyszło mi poznać większą część twórczości tej grupy. Lepiej późno niż wcale, prawda?


Genialny głos
To bez wątpienia najmocniejszy argument przemawiający za tym, by pokochać nie tylko nowy album Little Dragon, ale też całą dyskografię tego zespołu. W każdym utworze głos Yukimi Nagano brzmi po prostu doskonale! Bez względu na to, jak nudne, monotonne i mało urozmaicone jest tło muzyczne - a i takie aranżacje niestety zdarzają się na Nabuma Rubberband - wokal Yukimi nigdy nie zawodzi i zawsze dodaje piosenkom kolorytu, głębi i duszy.

Single

Bez wątpienia jednym z największych plusów nowej płyty Little Dragon są promujące ją single. Pierwszy z nich - "Klapp Klapp" - to, moim zdaniem, nie tylko najlepsza kompozycja na albumie, ale też najlepszy utwór w całej twórczości LD. Bazuje na dwóch, świetnie dopasowanych do siebie i doskonale uzupełniających się fundamentach - nisko osadzonych, wirujących dźwiękach syntezatorów oraz wysokim, wyrazistym i niezwykle charakterystycznym głosie Yukimi. W połączeniu z łatwo przyswajalnymi melodiami i ciekawymi elektronicznymi ozdobnikami daje to kompozycję doskonałą - jeden z tych utworów, których najczęściej słucham w 2014 roku.

Na słowa pochwały zdecydowanie zasługuje również singiel "Paris". Całość kompozycji opiera się na ośmiodźwiękowym syntezatorowym motywie, który, pomimo swojej rażącej prostoty, doskonale sprawdza się jako muzyczne tło do głosu Yukimi. Oczywiście wraz z rozwojem kompozycji dochodzi jeszcze kilka linii melodycznych - ciągle jednak na pierwszym planie pozostaje chwytliwy elektroniczny motyw i wyjątkowy głos wokalistki Little Dragon. Wydawać by się mogło, że tak zbudowana piosenka trącić może monotonią i brakiem pomysłowości. Tu jednak o niczym takim nie ma prawa być mowy. "Paris" brzmi jednoznacznie ciekawie, przyjemnie, odprężająco i twórczo.

Bez fajerwerków, ale jak pięknie
Próżno szukać na Nabuma Rubberband skocznych, optymistycznych i rozweselających piosenek. Większość albumu utrzymana jest w spokojnych i raczej melancholijnych klimatach. I w żadnym wypadku nie jest to mój zarzut pod adresem albumu! Wręcz przeciwnie - Little Dragon jak mało który zespół pozwala sobie na oszczędne gospodarowanie dźwiękami, kolorami i emocjami. Po pierwszym przesłuchaniu płyta może wydawać się nieco pastelowa, nijaka. Z czasem jednak w tej prostocie, opanowaniu, braku forsowania gwałtownych zmian odkrywa się głębię i dojrzałość tego materiału. I choć nowy album LD nie sprawi, że na własnej skórze będziemy przeżywać każdy dźwięk, nie doprowadzi nas do łez, nie wywoła gęsiej skórki na naszych rękach - niejedna kompozycja ma potencjał, by wzbudzić niemały zachwyt."Cat Rider" urzeka spokojną, odprężającą muzyką i przepełnionym emocjami wokalem, "Only One" - fascynującym przejściem z electropopowej stylistyki w klimaty klubowego house'u oraz elektryzującym zakończeniem, zaś "Killing Me" - efektownymi, wibrującymi syntezatorami.

No dobrze, ale bywa też nudno...
Niestety na nowym albumie Little Dragon nie brakuje też kilku rozczarowujących pozycji. Tytułowe "Nabuma Rubberband" niespecjalnie zapada w pamięć, jednak na tle nijakich, monotonnych i zwyczajnie nudnych "Pink Cloud" oraz "Let Go", wypada nadzwyczaj dobrze. Co więc poszło nie tak z tymi piosenkami? Przede wszystkim brakuje w nich pomysłu na progresję, zagospodarowanie w ciekawy sposób całości utworu. Próżno szukać tu różnorodnych ozdobników, ciekawych efektów i towarzyszących linii melodycznych. A wystarczyło chociaż w drugiej połowie utworu zmienić nieco rytm perkusji, przyspieszyć dwukrotnie stopę, a już zrobiłoby to różnicę...

Werdykt
Nabuma Rubberband to płyta, która niekoniecznie zachwyca po pierwszym przesłuchaniu. Z początku może wydawać się nieciekawa, mało wyrazista i rozczarowująca. Kiedy jednak damy temu albumowi szansę i zanurzymy się w jego melancholijną, minimalistyczną i dosyć mroczną stylistykę, z łatwością dostrzeżemy wiele mocnych stron tego krążka. Po pierwsze, obfituje on w genialne w swojej prostocie elektroniczne aranżacje. Po drugie, jest niesamowicie spójny - od początku do końca utrzymany w podobnym stylu i nastroju. Po trzecie, pełno tu udanych muzycznych eksperymentów (niech za przykład posłuży choćby utwór "Only One"). Po czwarte, całość materiału jest po prostu genialnie zaśpiewana! Yukimi po raz kolejny spisała się na medal, zamieniając w złoto każdą frazę, która wybrzmiewa jej wyjątkowym głosem.

Żeby była jasność: pomimo licznych pochwał, tej płycie daleko do miana doskonałej. Nie brakuje tu kilku gorszych momentów, które, nudząc i usypiając czujność słuchacza, psują jej ogólny odbiór. Nie zmienia to jednak faktu, że nowy album Little Dragon zdecydowanie przypadł mi do gustu, zapewnił wiele godzin muzycznej uciechy i, w moim odczuciu, jak najbardziej zasłużył na mocną ocenę.




1 komentarz:

  1. Od Little Dragon znam na razie tylko ten album, który zrobił na mnie dobre wrażenie. Aż żałuję, że kiedy grali na Audioriver, mnie nie było w mieście :(

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń