21 sierpnia 2014

PIOSENKA PO PIOSENCE: xxanaxx - Triangles



Debiutancki album xxanaxx to bez wątpienia jedna z tych płyt, na które najbardziej czekałem w 2014 roku. Oczekiwałem debiutu na światowym poziomie - klimatycznej, relaksującej elektroniki, która sprawi, że mimo błogiego stanu ducha podczas odsłuchiwania Triangles, będę miał ochotę wrzeszczeć na całe gardło: "Ludzie!!! W końcu doczekaliśmy się zespołu, którego nie musimy wstydzić się zagranicą!". Całe szczęście do takich emocjonalnych zrywów nie doszło, ale muszę przyznać, że debiut xxanaxx nie zawiódł moich oczekiwań.


1."Rescue Me"
Już pierwszy utwór na płycie zanurza słuchacza w świat czystych, magicznych i pięknie skrojonych dźwięków. Śliczny, rozmarzony wokal Klaudii Szafrańskiej pojawia się tu dopiero po półtorej minuty elektronicznego intra. Oczekiwanie na jego wejście zdecydowanie nie można jednak uznać za czas stracony. Samotnie pulsujące melodie, cyklicznie zmieniające swoje oblicze, dopełniane przez kolejne instrumentalne partie to istna uczta dla uszu. A potem jest jeszcze lepiej, przyjemniej i przytulniej.

2. "Shadows"
Ożywcze sytezatory, czyściutkie fortepianowe akordy, melodyjne smyczki, cowbell rodem z "Together" The xx - tak prezentuje się bogaty skład instrumentów umiejętnie przemyconych do piosenki nr 2 na Triangles. Wszystkie te dźwięki doskonale się dopełniają, tworząc fundamenty pod zaskakująco świeżą, melodyjną i chwytliwą kompozycję. Słowo "pop", które automatycznie nasuwa mi się po przesłuchaniu tego utworu, nie powinno wywoływać niczyjego wstrętu. To naprawdę pop najwyższej próby.

3. "Stay"
Mam duży problem z tą piosenką. Nie ulega wątpliwości, że jest piękna, pełna emocji i niezwykle ujmująca, ale wyraźnie czegoś w niej brakuje. Przed ostatnim wejściem refrenu następuje stopniowe wyciszenie i uspokojenie kompozycji. Jak każdy, spodziewam się zaraz punktu kulminacyjnego, jakiejś efektownej eksplozji dźwięków i emocji. Niestety nic takiego nie ma tu miejsca. Po raz kolejny słyszymy ten sam refren wzbogacony jedynie o przyciężkie bębny. A gdzie cokolwiek przestrzennego? Gdzie chórki? Gdzie jakakolwiek nowa linia melodyczna? Przecież miało być tak dobrze, a jednak pozostaje niedosyt...

4. "Garden"
To jedna z tych niewielu piosenek na płycie, która w ogóle nie przypadła mi do gustu. Już pierwsze dźwięki dość tandetnej marimby zdecydowanie nie zjednały sobie u mnie sympatii. Wejście łagodnego, czarującego wokalu trochę ten stan poprawiło, dając nadzieję na przyjemny, odprężający refren. Niestety gdy tylko on nadszedł, wszystko trafił jasny szlag. Nie wiadomo, skąd, dlaczego, po co - nagle odezwały się jakieś chóralne wrzaski, przywołujące najgorsze skojarzenia z zespołami pieśni i tańca albo szlagierami takimi jak "My Słowianie". W połączeniu z dźwiękami harfy i skrzypiec pod koniec utworu niestety brzmi to jak zupełnie kiczowata papka.

5. "Facing Eternity"
Na szczęście kolejny utwór daje zupełne oczyszczenie, prawdziwe katharsis. Sample z samego początku "Facing Eternity" są tak płynne, boskie, tak nieludzko piękne, że aż chciałoby się ich dotknąć i bez reszty się w nich zanurzyć. Delikatny, doskonale dopasowany do muzycznego tła wokal jeszcze bardziej potęguje wrażenie odrywania się od ziemi, szybowania w ulotnych chmurach marzeń, uczuć i pragnień. Krótko mówiąc: coś wspaniałego, piosenka-ideał!

6. "Wolves"
Niemniej okazale prezentuje się ostatni utwór z pierwszej połówki albumu. W przeciwieństwie do poprzednich, raczej radosnych i optymistycznych kompozycji, tym razem wchodzimy w mroczne klimaty witch-house'u.  Nawet w tak tajemniczej i posępnej stylistyce słodki i łagodny wokal Klaudii Szafrańskiej sprawdza się wręcz wzorcowo, tu akurat przywołując skojarzenia z głosem Megan James, wokalistki Purity Ring. Wspominając o warstwie wokalnej "Wolves", nie sposób nie wspomnieć o udziale w tym utworze Tomasza Makowieckiego. Co prawda jego wokal nie zrobił na mnie jakiegoś spektakularnego wrażenia, jednak męski głos o zupełnie innej wrażliwości to z pewnością ciekawe urozmaicenie zawartości Triangles.

7. "Oxymorons"
To jeden z tych utworów, który doskonale udowadnia, że czasem "mniej znaczy więcej". Mimo że zamiast kaskady dźwięków i kolorów "Oxymorons" stawia na stonowany minimalizm, piosence zdecydowanie nie można odmówić wyrazistości. W czym się tu ona objawia? Przede wszystkim w płynnej, niezwykle gustownej perkusji, syntezatorowych smaczkach w tle, przyjemnie nastrajającym wokalu, jak i całym misternie budowanym chilloutowym klimacie. Dlatego jeśliś spięty, czym prędzej sięgaj po ten utwór!

8. "Kingdom of Dust"
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ta piosenka zwyczajnie tu nie pasuje. Po pierwsze, jest to niezbyt gustowny electropop, który w otoczeniu przeważających na płycie chillwave'owych kompozycji ma się mniej więcej jak kwiatek do kożucha. Po drugie, tempo, w jakim ten utwór został osadzony, to istna gonitwa w porównaniu do nieśpiesznej reszty albumu. No i wreszcie po trzecie, tak jak w przypadku "Garden" jest to kolejny nietrafiony kawałek, który sili się na enigmatyczność i oryginalność. Efekt - bardzo średni, żeby nie powiedzieć: kiepski.

9. "Story"
Trudno się dziwić, że właśnie ta piosenka została singlem i doczekała się porządnie zrealizowanego teledysku. Siła "Story" tkwi bowiem nie tylko w niezwykłej melodyjności i chwytliwości, lecz również w umiejętnym balansowaniu pomiędzy popową infantylnością i prostotą a typową dla "majesticowych" kompozycji świeżością i delikatnością. Poza tym to oczywiście świetny, optymistyczny utwór, który doskonale sprawdzi się w słoneczne, wakacyjne dni.



10. "Hurt Me"
Bez wątpienia jedna z moich ulubionych piosenek na całej płycie - niesamowicie klimatyczna, urokliwa, pochłaniająca słuchacza bez reszty. Wzbudza najróżniejsze emocje: od zachwytu, przez smutek, aż po jakiś dziwny rodzaj tęsknoty. I to zasługa nie tylko doskonałej muzyki - świetnego połączenia syntezatorów, fortepianu, gdzieniegdzie nawet cowbellu. Również w tekście utworu zawarte jest coś wyjątkowego, coś dotkliwie refleksyjnego. Dzięki temu "Hurt Me" wyróżnia się spośród innych piosenek na płycie i zdecydowanie zapada w pamięć.

11. "So Safe"
Mało który utwór na Triangles posiada tak trafnie dobrany tytuł jak właśnie "So Safe". Słuchając tej piosenki, trudno bowiem nie poczuć się bezpiecznym, odprężonym i obojętnym na wszystkie zewnętrze bodźce. Po raz kolejny słychać łagodne, leciutkie syntezatory, płynne perkusyjne smaczki oraz dobrze znany już cowbell. Krótko mówiąc, doskonały, leniwy chillout.

12. "Let There Be Sadness"
Niestety zamykająca album piosenka nie zapewnia przyjemnego rozstania z Triangles. "Let There Be Sadness" jest po prostu niemiłosiernie nudne i monotonne. Próżno szukać tu czegokolwiek emocjonującego, interesującego czy zaskakującego. Podobne do siebie, szare od przeciętności dźwięki zdają się ciągnąć w nieskończoność, serwując słuchaczowi pozbawioną wokalu, pseudo-ambientową kompozycję. Zieeew.

Werdykt
Bez wątpienia debiut xxanaxx nie jest najrówniejszą płytą. Nie jest albumem pozbawionym niedoróbek, wątpliwych wyborów i kilku (na szczęście tylko trzech) zwyczajnie przeciętnych piosenek. Ale niewielkie mankamenty nie mogą przesłonić przeważających mocnych stron Triangles. Pisząc "mocne strony", mam tu przede wszystkim na myśli wyjątkowy klimat tej płyty. Magiczne, rozmarzone i niezwykle odprężające melodie są tu chlebem powszednim, który, choć momentami staje się nieco czerstwy, w przeważającej części albumu utrzymuje swoją delikatną świeżość. Poza tym produkcja na tym krążku stoi na naprawdę wysokim, można by powiedzieć: światowym poziomie (tu szczególne ukłony w kierunku Michała Wasilewskiego). Dźwięk jest niezwykle czysty, wyraźny, każdemu utworowi towarzyszy niezliczona ilość instrumentów, przewijających się w tle smaczków i ciekawych, pomysłowych efektów. Jeśli więc tak ma brzmieć nasza polska odpowiedź na nieco już przebrzmiałe chillwave'owe trendy, to zdecydowanie nie mamy się czego wstydzić. Ba, powinniśmy być dumni!




4 komentarze:

  1. Nie lubię kawałka otwierającego płytę, irytuje mnie w nim wokal. Kingdom of coś-czego-nazwy-nie-pamiętam nie jest takie złe, za to w Garden brak pseudo-chóralnego refrenu wyszedłby raczej na dobre. Z resztą się zgadzam.

    Nowa recenzja: "Blizna" Tatiana Okupnik" @ http://Fizzz-Reviews.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Wokal Klaudii jest piękny! Całej płyty nie słuchałem, lecz muszę to nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z ciekawości sięgnęłam ostatnio po kilka ich piosenek. Jak na razie zbytnio mnie nie zainteresowały. Wolę The Dumplings :)

    Zapraszam na nową recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam na dwóch ich koncertach, wspaniałe występy na żywo. Polecam! :)
    Dobra muzyka, feeling - nic więcej nie trzeba.

    OdpowiedzUsuń